Niewątpliwie
największym wydarzeniem wczorajszej nocy NBA był nokautujący łokieć Metta World
Peace.
Sytuacja
miała miejsce na 1:37 minut przed zejściem do szatni. Peace ruszył do kontrataku
i po podaniu od Bynuma ograł Duranta i zapakował piłkę nad najlepszym
blokującym ligi , czyli Ibaką. Akcja wyśmienita jednak późniejszy sposób
celebrowania zawodnika Lakers pozostawia „wiele do życzenia”. Nie od dziś
wiadomo że Ron Artest jak niegdyś nazywał się właśnie Metta, słynął z tak
kontrowersyjnych zachowań na parkiecie, wiele razy przez takie wybryki był
zawieszany na kilka spotkań. Od kilku lat z powodzeniem zawodnik starał się
poprawić swój wizerunek, którego aspektem między innymi była zmiana nazwiska. Nie
da się jednak ukryć, że od wczoraj „pokój na świecie” z sensem dosłownym nie ma
za wiele wspólnego. Jego przestrzeń na parkiecie podczas celebracji naruszył
James Harden, który znalazł się na drodze(zaznaczmy szczęśliwej) powrotu pod
własny kosz zawodnika Lakers i nadział się na nokautujący cios łokciem. Po tym
zdarzeniu na parkiecie było spore zamieszanie. World Peace na pewno nie
wyglądał w tej sytuacji pokojowo a raczej bojowo co ugasiło zapędy Ibaki i
Westbrooka. Warto zaznaczyć że już ani zawodnik Thunder ani gospodarzy, który
został wyrzucony z boiska nie pojawił się już na parkiecie.
Wśród
ekspertów jaki i zawodników panuje przekonanie, że Metta World Peace Może być
zawieszony aż do końca rozgrywek i w moim odczuciu byłoby to sprawiedliwe, gdyż
takie zagrania nie powinny mieć miejsca. To oczywiście nie tłumaczy zawodnika
Lakers ale J. Harden niepotrzebnie tak się „sadził”, zobaczcie:
Oklahoma City Thunder - Los Angeles Lakers 106:114 2OT
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz