Dla
Derricka Rose sezon już się skończył. Zawodnik w samej końcówce doznał jak się później
okazało poważnej kontuzji kolana. Byki ostatecznie pokonały Sixers 103:91.
Bulls kontrolowali spotkanie od samego początku, świetnie grali w defensywie
oraz bardzo dobrze wyglądała współpraca graczy obwodowych co było kluczem do sukcesu. Rose rozegrał świetne spotkanie, był bliski osiągnięcia triple-double, zdobył 23 punkty, 9 asyst i 9 zbiórek. MVP ubiegłego sezonu na niespełna 2 minuty przed końcem meczu w swoim stylu dynamicznie wbił się w strefę podkoszową, wyskoczył i upadł na parkiet trzymając się za kolano. Zawodnik zszedł do szatni przy pomocy lekarzy. Po około 2 godzinach okazało się, że zerwał więzadła krzyżowe i boczne w kolanie co oznacza co najmniej 8 tygodni absencji.
Po
spotkaniu spadła fala krytyki na trenera Chicago Bulls. Dlaczego trzymał on swojego najlepszego
zawodnika przy dwucyfrowej przewadze w samej końcówce spotkania na parkiecie?
Sam trener ustosunkował się twierdząc, że takich zdarzeń nie można przewidzieć,
chciał osiągnąć jak najlepszy wynik. Zachowanie „coach” może trochę dziwić, wprawdzie
przed spotkaniem obawiano się o stan zdrowia Rose. Warto przypomnieć że
playmaker byków opuścił w sezonie zasadniczym aż 27 spotkań z powodu 5 różnych
kontuzji. Mimo to bilans drużyny podczas nieobecności Derricka nie był zły i
wynosił 18-9.
Chicago
Bulls przystępując do playoffs byli jednymi z głównych kandydatów do
mistrzostwa, tracąc swoją gwiazdę ich szanse na pewno sporo spadły. Ze słabymi
Sixers powinni się uporać ale w 2 rundzie z Celtics czy z Hawks na pewno nie będą
tak wyraźnymi faworytami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz